Co z tym węglem? Lubelski naukowiec odpowiada
Prognozy o szybkim odejściu od węgla są zbyt optymistyczne – uważa prof. dr hab. inż. Piotrem Kacejko, z Wydziału Elektrotechniki i Informatyki Politechniki Lubelskiej, który otrzymał właśnie tytuł Zasłużony dla Krajowego Systemu Elektroenergetycznego. Tempo dekarbonizacji musi być dostosowane do możliwości bilansowania zapotrzebowania na energię w każdej z 8760 godzin w roku. A do tego bloki węglowe mogą okazać się niezbędne.
– W Polsce czynione są duże inwestycje w OZE. Dojdzie do tego, że zapotrzebowanie na energię elektryczną będzie pokrywane w ponad 50 proc. ze źródeł odnawialnych – uważa prof. dr hab. inż. Piotrem Kacejko i dodaje, że w przyszłości, w związku ze zmianami klimatu, jeszcze częściej niż korzystać będziemy z klimatyzatorów. A to związane będzie ze zwiększonym zapotrzebowaniem na energię.
>>> CZYTAJ TAKŻE: PGE Dystrybucja wspólnie z lubelską uczelnią na rzecz energii jutra
Co jeszcze czeka nas w przyszłości w zakresie zużycia energii elektrycznej?
– Niewiadomą pozostaje rozwój pomp ciepła, które miały mocny start, ale teraz widzimy tu zahamowanie rozwoju. Z drugiej strony, jest ogromny potencjał, by energię elektryczną wykorzystywać do produkcji ciepła systemowego, co mogłoby zupełnie zmienić obecne ciepłownictwo – tu pojawia się możliwość użycia kotłów elektrodowych i magazynowania ciepła, na kilka dni, czy nawet tygodni. Choć może to brzmieć zaskakująco, ciepło można przechowywać przez długi czas – uważa naukowiec.
Na razie branża OZE, o ile nie będzie przekształceń systemowych i prawnych, może znaleźć się w kłopocie. Wiele wskazuje bowiem na to, że pojawiać się będzie regularnie okresowa nadprodukcja energii odnawialnej i towarzyszące jej ograniczenia zwane redysponowaniem.
– To może zniechęcić inwestorów, którzy zakładali, że nie będzie ograniczeń produkcji i ceny energii będą stabilne – uważa prof. Kacejko. – Tymczasem mogą się one okazać bardzo niskie, a nawet ujemne, co oznacza, że wytwórcy OZE będą musieli albo wyłączyć swoje instalacje, albo wręcz płacić za pozostanie w sieci. Taka sytuacja sprawia, że energetyczne biznesy, mogą znaleźć się w finansowych kłopotach.
To jeden z powodów, dla których nie odejdziemy szybko od tradycyjnych źródeł energii, co najwyżej wysłużone bloki węglowe zostaną zastąpione przez jednostki gazowe – bardziej efektywne i dużo mniej emisyjne.
– Prognozy są zbyt optymistyczne, zwłaszcza w kwestii elektromobilności – mówi prof. dr hab. inż. Piotr Kacejko. – Przykładem jest słynna zapowiedź byłego premiera o milionie aut elektrycznych w Polsce do 2025 roku, która, delikatnie mówiąc, nie bardzo wychodzi. Mimo to, podejmowane są coraz bardziej radykalne działania, które wymuszają na producentach obniżenie emisji i korzystanie z energii odnawialnej. Na przykład firmy muszą teraz udowodnić, że ich produkty powstają przy wykorzystaniu zielonej energii – inaczej klienci mogą zrezygnować z ich zakupu. Jeśli chodzi o motoryzację, od producentów oczekuje się obniżenia emisji CO2, a jeśli tego nie zrobią, konsumenci mogą odrzucić ich produkty. Dla niektórych to może wyglądać na przesadę, ale taki jest obecny trend.
Prof. Kacejko dodaje, że aby się udało bilansować produkcję i zapotrzebowanie na energię elektryczną musimy znaleźć odpowiedni sposób magazynowania energii.
>>> CZYTAJ RÓWNIEŻ: Przyszłość motoryzacji to niekoniecznie auta bateryjne. Zainteresowanie kierowców mniejsze niż oczekiwane
– Jak dotąd, wymyślono kosztowne elektrownie szczytowo – pompowe i układy elektrochemiczne, ale nadzieję na przełom dają technologie wodorowe. Trzeba także kontynuować to, co zaczęliśmy, czyli wykorzystanie energii elektrycznej do produkcji ciepła – niekoniecznie tylko przez pompy ciepła, ale również poprzez systemy ciepła systemowego. Aby te mechanizmy działały, potrzebują one odpowiedniego wsparcia prawnego i finansowego. Branża o takie wsparcie wnioskuje – czasem je otrzymuje, czasem nie – podsumowuje.