Nietypowe hobby lubelskiego naukowca. Zebrał już blisko 174 tysiące etykiet z sera
Niektórzy kolekcjonują znaczki, inni książki lub monety. Profesor Marek Kosmulski z Politechniki Lubelskiej od 57 lat buduje imponującą kolekcję… etykiet z sera. Zbiór liczy już blisko 174 tysiące egzemplarzy, pochodzących z ponad 100 państw, w tym również z takich, których próżno szukać na współczesnych mapach, jak NRD czy Wolne Miasto Gdańsk. W Dniu Miłośników Sera, obchodzonego 20 stycznia, profesor opowiada o swojej niezwykłej pasji.
Kolorowe etykiety spoczywają w solidnych teczkach, które szczelnie wypełniają ustawione w jego mieszkaniu regały. Każda etykieta ma swoją historię.
Czy to się nigdy nie nudzi?
– Ależ skądże! To jest pasjonujące – zapewnia profesor. – Gdy wysyłam komuś etykietę i wiem, że ta osoba się ucieszy, to sam cieszę się strasznie. Dla tej radości warto to robić.
Początki tej niecodziennej pasji sięgają lat 60. ubiegłego wieku.
Pierwsza zdobycz?
Etykieta z serka topionego z grzybkami, 10 dkg, z ówczesnego Zakładu Wytwórczego Serów Topionych w Warszawie.
Ostatnia?
Nowa wersja opakowania z francuskiego sera brie sprzedawanego w jednym z polskich dyskontów. Najbardziej egzotycznymi eksponatami są etykiety z Tanzanii. Etykiety z tego kraju ma tylko 2 kolekcjonerów (w tym prof. Kosmulski).
Pierwsza korespondencja z zagranicznym kolekcjonerem?
List do kolekcjonera ze Szwajcarii, wysłany zaledwie z nazwiskiem i nazwą miejscowości. Ku zaskoczeniu młodego zbieracza odpowiedź przyszła. Prawdziwym przełomem była jednak giełda w Pradze w 1973 roku, kiedy to kolekcja ówczesnego ucznia liceum urosła z 2 do 5 tysięcy etykiet. Tam też zrodziły się międzynarodowe znajomości.
W Polsce profesor Kosmulski jest dziś jedynym kolekcjonerem, który zbiera etykiety ze wszystkich rodzajów serów, podczas gdy inni skupiają się na polskich serkach topionych. Najbardziej popularne i najpiękniejsze są francuskie etykiety, zwłaszcza z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
>>> CZYTAJ TAKŻE: Sztuczna inteligencja przeniesie nas w czasie. Lubelscy naukowcy stworzą wirtualne muzeum
– W mojej kolekcji przez wiele lat też tak było. Polska była na trzecim, czwartym miejscu (po Francji, Szwajcarii i Czechosłowacji), ale ze względu na mniejszą liczbę kontaktów zagranicznych krajowe etykiety są teraz na pierwszym miejscu. Ale w innych kolekcjach dominują etykiety francuskie i to z dużą przewagą – wyjaśnia naukowiec.
Dlaczego etykiety z serów, a nie znaczki?
– To zupełnie inny świat. Znaczki mają swoją wartość materialną, a moje etykiety wyłącznie sentymentalną – tłumaczy naukowiec.
A ile kilogramów sera musiał Pan zjeść, by zebrać tyle etykiet?
– Profesor śmieje się: – Pewnie nie tak dużo, bo bym umarł z nadmiaru cholesterolu. Dzielę się z rodziną, a poza tym nie kupuję drugi raz tego samego sera. To byłoby marnotrawstwo.
Swoją wiedzę wykorzystał tworząc „Atlas serów polskich”. Publikacja ukazała się w 2019 roku. Książka jest o serach, a etykiety są na drugim planie. Podzielona jest na dwie części. W pierwszej części alfabetycznie według nazw miejscowości wymienieni są producenci i wytwórcy serów. Druga część zawiera gatunki sera, których jest ponad 600. Każdy gatunek jest opisany i zawiera informacje np. o zawartości tłuszczu, norm zakładowych oraz miejscu produkcji.
Na swojej stronie internetowej poświęconej etykietom profesor Kosmulski zwraca się do czytelników: „Chciałbym ocalić od zapomnienia stare polskie etykiety z serów. Prawdopodobnie wiele takich etykiet poniewiera się w różnych schowkach i tylko wtajemniczeni wiedzą, że one tam są. Ale oni z kolei nie wiedzą, że kogoś te stare etykiety mogą interesować i wcześniej czy później etykiety wylądują w koszu na śmieci. Byłbym bardzo wdzięczny za wszelkie informacje i kontakt”.
fot. Łukasz Jędrzejewski